czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 2

Perspektywa Toma


- Siema! - wpadłem do domu witając to zoo - głodny jestem. Max! Dawaj obiad!
- Łysolka nie ma. Poszedł do dziewczyny.
- Ten stary dziad znalazł sobie wreszcie kobietę? - wystawiłem oczy ze zdziwienia. Nooo najwyższy czas. Już miałem dość tego jego narzekania. A teraz przynajmniej się czyms zajmie.
- Zamówiliśmy pizze.
- Super - usiadłem koło Loczka.
- Ale ty płacisz.
- Co? Znowu? - czemu to zawsze muszę być ja?
- Aktualnie jesteś najstarszy w domu, więc to na ciebie spada obowiązek wyżywienia nas - spojrzałem na wyszczerzonego Natha.
- Dzieciak się znalazł.
- A co? Wieczorem będzie młody po piwo - no cóż... trochę racji w tym było. W dodatku musiłaem mu ją przyznać po tym jak genialnie naśladował mój głos. Hmm mógłbym spokojnie wyjechać a on zastąpiłby mnie w zespole.
- Nie tym razem. Dziś nocuję u Kelsey.
- Uuu czyżby seks time? - zabawnie poruszał brwiami Jay. Ej to mój ruch(?)
- Raczej odpada z dzieciakiem za ścianą - wyszczerzyłem się.
- Ooo czyżbyś już się dorobił? I ja nic o tym nie wiem?
- Amy to młodsza siostra Kels debilu.
- Ładna? - Nathan poprawił się na kanapie. Ehe młody już byś chciał.
- Za ładna dla ciebie. Nie interesuj się.
- Ejj nie doceniasz mojej wrodzonej urody. No spójrz - tsaa poprawiaj sobie ta swoją grzyweczke
- Zapomnij.
- No Tooooom kumplowi nie pomożesz?
- Hmm... Nie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Pizza! - wydarliśmy się wszyscy równo. Wstałem, zapłaciłem, przyniosłem i co? I co?!
- Wegetariańska?! Aaa! Przecież wiecie, że jej nie lubię! - wydarłem się, rzuciłem pudełko na stół i ruszyłem do siebie.
- Będzie więcej dla nas.
- Yh! Jay zabiję cię kiedyś! - w odpowiedzi usłyszałem tylko ich śmiech. I dobrze, bo nie ręczę za siebie.

Siva dzwonił, że wróci dopiero na 16. Świetnie. Tyle, że na 17 mam być u Kels. Okey. Potrzebny mi drugi z rzędu modniś.
- Nathan! - wydarłem się najgłośniej jak mogłem.
- Co tym razem? - spytał ze znudzeniem wychylając się zz drzwi
- Zbieraj się. Jesteś mi potrzebny.
- Gdzie i po co?
- Zakupy młody - chłopakowi, gdy to usłyszał zaświeciły się z wrażenia oczy. Uświadomiłbym go, ale... niech cobie pożyje nadzieją, że kupi sobie kolejną czapkę do kolekcji.
Wparował z powrotem 5 minut później.
- Idziemy?
- Tak.
Wyłączyłem laptopa, zabrałem kluczyki i ruszyliśmy. Po godzinie mieliśmy już farby i wszystkie potrzebne do malowania akcesoria.
- Kiedy mówiłeś zakupy... myślałem centrum handlowe czy coś...ale nie to.
- Kelsey ma remont. - widząc jego zasępioną minę skręciłem w stronę centrum i zaparkowałem przed zatłoczonym budynkiem.
- No dobra. Chodź. Należy ci się za dobór kolorów.

Jak już mówiłem weszliśmy do centrum po czapkę a wyszliśmy z trzema parami spodni (dwie moje), dwoma koszulami (rzecz jasna moje), pięcioma koszulkami (ha! Jedna moja. Zaskoczeni?;D) i co oczywiste dwoma czapkami. Tak. Obydwoje byliśmy zadowoleni. Odwiozłem młodego do domu i pojechałem do dziewczyn. Drzwi otworzyła mi młodsza z sióstr.
- Hej Tom - przywitała mnie buziakiem w policzek.
- Hej mała. Co tam?
- Kels wyszła do sklepu. Niedługo powinna wrócić.
- Spoko. Patrz co mam - pokazałem jej pudełka z farbami.
- Łaaaadne.
- Choć - pociągnąłem ją za rękę do pokoju - tu damy tą, tu tą a tu tą. W między czasie tu się strzeli coś tym a tu tym. Za to tym pomalujemy tu. - po jej minie widziałem, że niewiele rozumie. Tez nie rozumiałem dopóki Nath nie zobrazował mi swojego pomysłu na kartce za pomocą kredek. I powiem wam, że chłopak ma do tego głowę. Że też wymyślił coś takiego - zrozumiesz później - machnąłem ręką i poszedłem do lodówki COŚ WRESZCIE ZJEŚĆ.
- Rozejrzałaś się już po mieście? - spytałem zajadając kanapkę.
- Tak. I nawet znalazłam pracę. Jutro mam pierwszy dzień - uśmiechnęła się. Zaraz, zaraz.
- Pracę? Po co ci praca?
- Jak to po co? Nie będę siedziała Kels na głowie. Wystarczy, że mnie tu zabrała. Może nie zarobię majątku, ale przynajmniej będę miała na drobne wydatki.
- Nie podoba mi się ten pomysł. Przecież wiesz, że nie przeszkadzasz ani Kelsey ani mnie. Kels ma wystarczająco pieniędzy żebyście OBIE miały na wszystko. A nawet jeśli by tak nie było to przecież ja kupię ci to czego będziesz potrzebowała.
- Tom... Nie wygłupiaj się. Zwaliłam wam się tylko na głowę. No właśnie Kels ma. To jej ciężko zapracowane pieniądze. A ty mój drogi jesteś facetem mojej siostry a nie moim sponsorem. Dziękuję ci bardzo. Wiem, że zrobiłbyś dla mnie wszystko, ale nie trzeba poradzę sobie.
- I tak nie podoba mi się to. Co to za praca?
- W kawiarni u Jacka - kiedy to usłyszałem aż się zakrztusiłem.
- Amy... Dobrze. Chcesz pracować to pracuj. Ale nie tam.
- Czemu?
- To nie jest miejsce dla ciebie. Uwierz mi. Znam Jacka i można powiedzieć o nim dużo dobrych rzeczy, ale pracowników traktuje gorzej niż że się tak wyrażę psy. Nie dasz sobie rady.
- Dlaczego miałabym nie dać?
- Tak wiem. Jesteś pracowita. Ale tez miła, wręcz do niewytrzymania urocza i grzeczna. U niego żeby przetrwać musisz się czasem postawić a oboje wiemy, że nie jesteś do tego zdolna - przez cały czas patrzyłem jej w oczy. Wiedziała, że mam rację a ja widziałem jak bardzo jest jej przykro.
- Dobrze. Ale pozwól mi chociaż spróbować. Jeśli będzie źle to zwolnię się. Proszę Tom.
- W porządku - powiedziałem po dłuższej chwili zastanowienia - ale jeśli będzie ci ciężko, a będzie, to natychmiast masz odejść jasne?
- Tak. Dziękuję. Za wszystko. - podeszła i przytuliła się do mnie.
- Zawsze do usług mała - pocałowałem ją w czubek głowy. W tej chwili do kuchni weszła Kels.
- Co jest?
- A mamy taką chwilę czułości - odpowiedziałem nadal przytulając szwagierkę.
- To ja też chcę. - odpowiedziała moja dziewczyna i dołączyła do siostry.
- Och, jak ja lubię zbiorowe przytulasy - po chwili wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.